niedziela, 30 czerwca 2013

Moja tarcza z dartych desek, cz. V.

W poprzedniej notce opisałem nieudaną próbę zszycia korpusu tarczy z przygotowanych już części. Bogatszy o doświadczenie (+30 do expa), drugi raz spróbowałem zeszyć korpus podczas festynu na Praczach Odrzańskich 8 VI. 


Na zdjęciu widać w zasadzie wszystko, co trzeba: ułożenie dwóch płatów skóry i desek pomiędzy nimi. Za mną w tle uplecione poprzednio warkocze z trawy, które podsuszyłem w garażu i przygniotłem szafą (+1 do skilla).


Do niezbędnych narzędzi należą kombinerki, szydło i igła tapicerska. Tarczę szyjemy sznurkiem skręconym z trzech nici dratwy i dobrze nawoskowanym.


Jak widać konieczne jest zszywanie na umieszczonych z przodu i z tyłu podkładkach z twardych, skórzanych pasów. Naturalnie, skóra pokrywająca tarczę sama powinna być twarda - lecz niestety... kupiłem zbyt delikatną! Następną zamówię bydlęcą, surową, tzw. goliznę.

Tym razem zrezygnowałem z umieszczania trawy pod powłoką zewnętrznej strony tarczy, dałem jej za to więcej z tyłu dla amortyzowania ciosów. Najbardziej niewdzięcznym etapem tej roboty jest oczywiście pierwszy szew.


Efektem naszej pracy jest rozklekotana kupa rozłażących się desek, wrzucona do worka z sianem. Z tym workiem męczymy się dalej - i to jest już moment kluczowy. Nie przedłużając, na dole powtarzamy taką samą czynność. Teraz możemy dodać największe pasmo trawy, umieszczone na całym obwodzie tarczy wzdłuż krawędzi. Krawędzie te muszą się trzymać i trawa nie może wylecieć. Zszywamy zatem już wstępnie - a raczej ja wtedy przeszyłem, bo gdybym to robił w tej chwili, to raczej bym nie powtórzył - cały obwód skóry lnianą nicią:


W tej chwili mamy już całość, która się - lepiej lub gorzej - trzyma. Wstępny szew wzdłuż krawędzi pozwolił na bezpieczne przewiezienie tarczy z festynu do domu, gdzie sobie powędrowała na trzy tygodnie do schowka:


Wczoraj wyciągnąłem stamtąd tarczę właśnie w takim kształcie. Następnym etapem jest oczywiście wzmocnienie krawędzi, na które trzeba było zamówić odpowiednią skórę. Wcześniej zauważyłem jednak, że szycie na rantach jest o wiele ważniejsze, niżby się wcześniej zdawało. Deseczki nie są klejone i wszystko trzyma się tylko na dwóch (!) szwach.

Im więcej elementów pełni rolę konstrukcyjną, tym bardziej się je odciąża. Postanowiłem zatem ściągnąć nieco skórę i przeszyć na krawędziach porządną, grubą dratwą oraz gęstym ściegiem.


Tak poprawiona tarcza od razu nabrała charakteru! Deski dopasowały się lepiej, przestały też latać w środku i stukać o siebie. Poza tym, właściwie samoistnie, silnie zaznaczył się profil. Będę więc miał wypukłą tarczę bez skosowania desek ani żadnego klejenia.

Teraz się bierzmy za krawędzie, które będziemy obszywać!


Jak widać ich wymierzenie i przygotowanie nie jest wcale tak proste i szybkie, jak mogłoby się wydawać. Właściwie, to większość dnia spędziłem wczoraj właśnie na dopasowywaniu na mokro górnej krawędzi tarczy, robieniu w niej nacięć wyrównujących fałdy i przebijaniu otworów. 

Myślę, że warto rzucić także okiem na najpotrzebniejsze narzędzia:


Mamy tu ręczną wiertarkę, która poza nawiercaniem desek bywa również pomocna przy wyrobie sznura, do niego bryłkę wosku, różne nożyce i noże. Dratwa, kombinerki, wiertła. Czy raczej jedyne wiertło, 4mm. Pieniek, przebijak i młotek (bez młota ch..., nie robota!).

W ten sposób uzbrojeni, po ostatecznym przypasowaniu i przedziurkowaniu wszystkich wzmocnień, szyjemy krawędzie na mokro, na bieżąco wiercąc dziury w tarczy:


Na odstęp wybrałem odległość 4cm. Nie za gęsto dla desek, a jeszcze całkiem sensownie jeżeli chodzi o ścieg...


Skóra na obszycie krawędzi ma ok. 4-5 mm grubości, nie jest to jednak twarda podeszwówka. Tak czy owak trzeba ją było formować drewnianym młotkiem (na zmianę z pięścią) na mokro, a wysychając nada mojej tarczy ostateczny kształt.


Oczywiście nie wystawię jej na słońce, bo kurcząca się zbyt szybko skóra mogłaby mi to wszystko jeszcze połamać. Schnąć będzie zatem dość długo, w cieniu albo w garażu. Dziś pociągnąłem powierzchnię dwa razy olejem lnianym, lecz bez ruszania krawędzi, które są jeszcze wilgotne.

Następnym etapem produkcji będzie zamocowanie pętlic i malowanie tarczy. Test przejdzie na Wilczym Tropie. I po nim ostatni odcinek...

wtorek, 25 czerwca 2013

Warsztaty kaletnicze i szewskie w Arsenale.

Dziś będzie krótko a treściwie o warsztatach, które prowadziłem razem z Maciejem Perczakiem (Drużyna Wojów Piastowskich Jantar) i Wojciechem Mrozkiem (Wotan Hird) 15-16 VI 2013 w ramach projektu Rzemiosła Ożywione w Muzeum Archeologicznym we Wrocławiu.

Warsztaty trwały od 9:00 do 17:00 i odbywały się na sali Średniowieczny Śląsk w Arsenale. Na początek szła część teoretyczna, która każdego dnia rozpoczynała się wykładem dr Anny Bogumiły Kowalskiej - w sobotę o garbarstwie, w niedzielę o szewstwie.


Dzięki wykładom autorki Wytwórczości skórzanej we wczesnośredniowiecznym Szczecinie, a także dzięki dyskusji jaka się wywiązała, mogliśmy uporządkować wiedzę o wczesnośredniowiecznym skórnictwie, poznać podstawy fachowej terminologii, a także obalić parę mitów krążących w środowisku odtwórców. I tutaj kilka spostrzeżeń:

1. Skóra pergaminowa stosowana do obijania tarcz - a pozyskiwana zwykle z rozgotowywanych gryzaków dla psów - jest dla wczesnego średniowiecza niehistoryczna,
2. podobnie rzemyko-guziki,
3. boczne ścianki kaletek
4. i wszelkie tłoczenia na skórze, których z powodu ówczesnych ograniczeń w technologii garbowania nie można było wykonać.

Po wysłuchaniu wykładów trzeba było wybrać sobie wzory i zdecydować się szybko, kto co będzie robił. Do tej części ja miałem swoje bardziej skupione już na kwestiach praktycznych prezentacje, w których wykorzystałem zarówno literaturę przedmiotu, jak różne materiały i oferty rzemieślników, znalezione w Sieci. 


No i cóż...
Do roboty!



Pierwszego dnia, jak się rzekło, powstawały kaletki. Nie będę tutaj przynudzał i wdawał się w jakieś szczegóły, ani też nic nie przekleję z towarzyszących wykładom prezentacji.

Warto jednakże zaznaczyć, że większość z uczestników obu warsztatów dopiero rozpoczynała swoją przygodę z obróbką skóry i szycie prostych kaletek było tu niezłym treningiem przed warsztatami szewskimi. Troszeczkę tylko szkoda, że w sobotę przyszło znacznie mniej osób niż dzień później. Efekty naszej pracy, jakie tu mogę pokazać są przez to dosyć skromne:


Za to jeszcze bardziej niepozorne okazały się nasze zbiory w niedzielę, no ale to akurat dziwić nie powinno. Osiem godzin w jeden dzień to stanowczo za mało na uszycie od podstaw dobrej pary butów! 

Od podstaw? A co to oznacza?


Na początku - jest wykrój. A nawet nie ma wykroju. Jak nie ma, to trzeba go zrobić. To było pierwsze zadanie: pomierzyć dokładnie stopę, wybrać odpowiedni historyczny wzór i z pomocą prowadzących warsztaty opracować od podstaw dobry wykrój buta. 


Po pierwsze więc przenosimy wymiary na papier, po drugie kroimy. Z filcu. Dzięki takiemu materiałowi będziemy później mogli zeszyć z wykroju obuwie...


...dokładnie dopasować...


...a w razie czego poprawić.


Dopiero wtedy można się brać za rozkrój i szycie skóry.


A później właściwa robota: nakłuć równiutko otwory i zacząć powoli szyć buty*. Najlepiej na mokro, ściegiem dwuigłowym, na wywrotkę. Podeszwa oczywiście miękka...


Żeby każdy zdążył je skończyć, na same warsztaty szewskie potrzeba co najmniej trzech dni. Zależy to zresztą tak od umiejętności szyjących, jak i od konkretnego obuwia, które chcemy zrobić. Jednoczęściowe chodaki** datowane na epokę Vendel wyszły na przykład od razu...


...a ci, którzy wybrali bardziej skomplikowane wzory będą musieli się jeszcze troszeczkę pomęczyć. W każdym przypadku - warto!


Każdy kto przyszedł na warsztaty nauczył się podstaw teorii i opanował praktykę. Najprzydatniejszą umiejętnością jest tu chyba sam obmiar i przygotowanie wykrojów, dzięki czemu przy odrobinie wprawy jesteśmy w stanie uszyć dokładnie wszystko, co chcemy. Gotowe wykroje z filcu mogą posłużyć do szycia kolejnych par butów, tudzież i jako podstawa dla najróżniejszych przeróbek.


Po zakończonych warsztatach każdy uczestnik ma obowiązek dokończyć co zaczął i zaprezentować swoje dzieło na festynie, kończącym projekt w sierpniu. Ciekawe, co z tego wyniknie...

--------------------------------------------------------------------------------------------
*buty - jeżeli ściśle trzymać się fachowej terminologii, to słowo oznacza jedynie obuwie o cholewkach sięgających wysoko za kostkę. Na Słowiańszczyźnie Zachodniej we wczesnym średniowieczu nie występowały. W praktyce prędzej można się pochlastać, niźli na co dzień się zacząć poprawnie wyrażać: dzisiaj szyjemy obuwie!... :)
**chodaki - obuwie wykonane z jednego kawałka skóry.

P.S.
Udział wzięły osoby z drużyn:
Ślężanie, Wotan Hird, Jantar, Ulf Ragnarsson Hird, Wojowie Puszczy Galindzkiej i Panser Galter Drott (PGD).