poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Kwiecień poza Łodzią, czyli od Rękawki do Wolina...

Marzec i kwiecień mijają, a na blogasie cisza. Cisza fałszywa, podstępna, zwodnicza. To prawda, że trzeba pisać - pracę, nie bloga! - i sezon rzeczywiście znowu mi odpada. Ale bynajmniej nie cały. W zasadzie to już go zacząłem. Wyjazdem na Rękawkę!

PGD gościło na Rękawce w obozie Drużyny Grodu Horodna




Jaki był Kopiec Kraka w ten piękny kwietniowy dzień każdy chyba widzi, nie będę zresztą powielał typowych relacji prasowych, dostępnych w internecie. Z mojego punktu widzenia jedynie parę uwag o sprzęcie. Po pierwsze był to pierwszy test dla mojej nowej kolczugi, którą zamówiłem od Wojmira. Tak, właśnie. Nitowanej. Z Indii...

Fragmenty kolczej plecionki znalezione w Starogardzie Wagryjskim za Torstenem Kempke, Starigard/Oldenburg. Hauptburg der Slawen in Wagrien, t. III, Neumünster 1991, s. 41.

Mój indyjski pancerz nawiązuje jednakże swą formą i rozmiarem kółeczek do pięciu fragmentów plecionki kolczej znalezionych w Starogardzie Wagryjskim. Jeden z nich pochodzi z warstwy osadniczej datowanej na IX w., powstanie obu kolejnych oszacowano w na czasy około tysięcznego roku, a dwóch najpóźniejszych odpowiednio na XI i XI/XII (lub nawet okres późniejszy) wiek.

Średnica kółeczek w przypadku wszystkich pięciu fragmentów waha się od 6 do 7 mm, a w strukturze plecionki występują na przemian rzędy kółek pełnych i nitowanych. 

W przypadku noszonej przeze mnie kolczugi - na zdjęciu to ten czwarty od lewej osobnik z rozwalającą się dziadowską treningową tarczą w ręku - średnica kolców wynosi 6 mm. Jak widać pancerz jest czarny, a zatem oksydowany i przetrwał dzięki temu bardzo dobrze ekstremalne warunki krakowskiego pola bitwy. A  łatwo bynajmniej - abstrahując już od całej zgrai nieśmiertelnych w linii naprzeciwko - nie było. Śnieg szybko zamienił się w wodę, a ta wraz z ziemią zaraz stała się błotem tworzącym olbrzymie bajoro. W sam raz dla Pancernych Knurów!


W przeciwieństwie do kolczugi, konserwacji i naprawy po tym wyjeździe zdecydowanie wymagały buty. Przed wyruszeniem w drogę (należy zebrać Drużynę!), natarłem je na gorąco roztopioną słoniną i przemokły dopiero w trakcie treningu z ludźmi Lubomira. Niestety! - w pewnym momencie po raz pierwszy od ich uszycia 2 lata temu przetarła się dratwa i na czubku lewego buta puścił szew. Po prowizorycznym zszyciu na okrętkę przy obozowym ognisku, musiałem go znowu naprawiać. I to nie tracąc czasu, gdyż już w następny weekend moje buciki z Vipperow czekał kolejny sprawdzian: wyjście na Ślężę.


Była to krótka wycieczka w ramach przedstawionego już wcześniej projektu Rzemiosła Ożywione, w którym bierzemy udział. Jak widać wszystko idzie do przodu, tudzież i zgodnie z planem...

Ubrani historycznie uczestnicy wycieczki. Fot. Joffrid.
Pogodę mieliśmy prześliczną, choć do podnóża do szczytu Ślęży dane nam było przekroczyć granice wszystkich pór roku: od ciepłej wiosny na dole po wietrzną zimę na szczycie. Droga w dół nie dla wszystkich przebiegła bez dodatkowych atrakcji - zwłaszcza gdy ktoś jest masochistą niezwykle ekscytujące bywa zjeżdżanie ze szczytu na przemarzniętym zadku - a impregnacja butów tłuszczem zadania nie ułatwiała.

Na zjeżdżalni. Fot. Joffrid.

Na tę wyprawę nie wziąłem niestety raków. Po wszystkim odkryłem też w domu - na Ślęży jej nie odczułem - usterkę prawego buta, gdzie podobnie jak tydzień wcześniej w lewym przetarła się stara dratwa w okolicy czubka.

Jeżeli chodzi o resztę wyposażenia, to płaszcz i kaptur wełniany sprawdziły się doskonale przeciwko deszczowi ze śniegiem, a kawał porządnej kolczugi na grzbiecie grzał tak samo dobrze jak dwie cienkie tuniki z wełny i filcu pod nią.

To jednak jeszcze nie wszystko jeżeli chodzi o Projekt, i mam tu na myśli nie tylko logo, którego dorobiliśmy się ostatnio...
 
...ale i warsztaty przeprowadzone we współpracy z Muzeum Archeologicznym we Wrocławiu. Nie będę się tutaj rozwodził nad sporządzaniem dokumentacji zabytków. Że zacytuję Rzepichę: 

Opracowaliśmy w 10 osób 50 zabytków, w tym groty, noże, czekany, toporki, klucz, nożyce, kabłączki, osełki, przęśliki, pierścionki, bransoletkę, ucierak, coś z kamienia (?), drewniany gładzik, rylce kościane i inne ciekawe. Szczegóły spis zabytków wraz z opisem oraz ich zdjęcia opracuje Jofridd.[...]Wszyscy, którzy będą brali udział w warsztatach, będą współautorami opracowania na temat zabytków, które docelowo pojawi się na stronie muzeum, jako zaczątek wirtualnego muzeum i genialnej bazy dla rekonstruktorów. 

Już dzisiaj chciałbym zaprosić wszystkich na pokaz, który odbędzie się 18 maja na dziedzińcu Arsenału w ramach Nocy Muzeów we Wrocławiu.

Siemił i Agata przy pracy.
Na koniec, z kronikarskiego obowiązku oczywiście, pochwalę się wyjazdem na I Wolińskie Spotkania Nordystyczne, gdzie miałem okazję wygłosić skromne wystąpienie pt. Dzieje walk obodrzycko-duńskich do śmierci Niklota. Główne problemy badawcze.

Prześledziłem w nim opisy wszelkich starć, jakie miały miejsce między Duńczykami a Obodrzycami w latach 808-1160. Przy okazji można było na bieżąco punktować wszelkie wychodzące w praniu problemy, z jakimi wiąże się analiza wczesnośredniowiecznych źródeł dla historii wojskowości Słowian Połabskich.

To oczywiście pewna część mojej pracy, a uczestnictwo w konferencji pomogło mi się porządnie skoncentrować i pchnąć ją nieco do przodu.

Pierwotny program konferencji, kliknij aby powiększyć.
Jak widać w miesiącu kwietniu działo się całkiem sporo. Zimowego marca też zresztą nie przespałem, ale to już materiał na zupełnie inne notki. Na czas, gdy wreszcie zakończę to co wtedy zacząłem...