sobota, 24 listopada 2012

Krótka wycieczka z rakami...

Z knurami, znaczy się, zrobiliśmy na początku listopada drobny dwudniowy przemarsz. W zasadzie nie ma się co o nim rozpisywać: tego typu wyjścia od dawna są już rutyną, a rozbijanie obozu i rozpalenie ognia krzesiwem to raczej żadna nowość...


Możemy zatem śmiało, rutynowo i pewnie wyliczyć użyte wyposażenie. Po pierwsze więc trzy tuniki: pod spód cieniutka wełenka włożona do spodni, jako okrycie zasadnicze tunika z niezbyt grubego filcu, na wierzch zaś pomorski pasiak z surówki wełnianej. Jako, że w nocy spodziewaliśmy się deszczu i przymrozków, postanowiłem zrezygnować tutaj z lnianego okrycia.

Jedynym wyjątkiem są oczywiście gacie, w swej anglosaskiej formie zaczerpniętej dawno temu z tej strony, a sprowadzające się de facto do wzoru zwykłych bokserek. Na nich za to nosiłem jarlowskie zaiste, przepiękne wełniane spodnie - od samego Fradmara. Łydki przewiązałem wełnianymi owijaczami produkcji Przema, na nogach zaś - oprócz wełnianych skarpet - mam swoje ukochane buty z Vipperow.

Na głowie futrzana czapa, przepasanie krajką i pasem ze Starogardu Wagryjskiego. Przy pasie nóż, sakiewki, nożyczki, krzesiwko z hubką i rozpałką (kora brzozowa, trociny), plus osełka łupkowa.

Pas ze Starogardu Wagryjskiego, za: Ingo Gabriel, Zur Innenbebauung von Starigard/
Oldenburg, in: Bericht der Römisch-Germanischen Kommission, 69, 1988, S. 55-86; Ders.,
Hof- und Sakralkultur sowie Gebrauchs- und Handelsgut im Spiegel der Kleinfunde von Starigard/
Oldenburg, in: Berichte der Römisch-Germanischen Kommission
69, 1988, S. 56 ff., 109-171.


Na prawym ramieniu torba z żarciem: suszone mięso, ser i podpłomyki. W środku oprócz tego rękawiczki i wełniany kaptur, tudzież skarpety na zmianę. Przez lewe ramię przewiesiłem legowisko i dodatkowe rzeczy do ubrania na noc. Szczerze powiedziawszy, w ogóle się nie przydały - padał co prawda deszcz, ale było dość ciepło.

Pomiędzy składające się z filcowej płachty produkcji Przema i Aśki i wełnianego płaszcza legowisko wcisnąłem jeszcze dwie zbędne tuniki i skórzany kaptur Dagrowej roboty. Całość okręcona na kiełbasę w tobół rzemieniami i związana wełnianym sznurem, uplecionym swego czasu przeze mnie na warsztatach Vislava w Wolinie. Bukłaczek produkcji Lotgara, włócznia z Teterow.

To cały użyty tam sprzęt. Taki mniej więcej zestaw wezmę też pewnie na zimę, zastanawiam się tylko jeszcze nad zabraniem kożucha. W grudniu przydadzą się na pewno także raki, które przetestowałem właśnie na tym wyjeździe:


Tak wyglądały nowiutkie, obszyte i zamocowane przy bucie za pomocą rzemyka. Na początku zdawało mi się, że najwygodniej będzie nosić je na pięcie. Tworzyłyby wtedy coś w rodzaju przypinanych obcasów, których brak podczas długich marszów w średniowiecznych butach zawsze się daje we znaki. Wraz z upływem czasu raki zaczęły jednak przesuwać się w kierunku śródstopia...



a więc ku położeniu znanemu chociażby z przypadku podeszwy z rakiem ze Szczecina (Teresa i Ryszard Kiersnowscy, Życie codzienne na Pomorzu wczesnośredniowiecznym, il. 44). Było to wygodniejsze, gdyż przez cienką skórę podeszwy raki zaczynały szybko cisnąć w pięty.

Przydawały się za to wiele razy na skałach i mokrych kamieniach, zwłaszcza że swoje buty przed wyjściem tradycyjnie zakonserwowałem roztopionym łojem. Odpiąłem więc raki od butów dopiero po całej wyprawie.

Pomimo swej przydatności, nasze nowiutkie raki nie przeszły jednak testu. Za słaba okazała się po prostu ich konstrukcja, przez co w ciągu dwóch dni chodzenia spacerkiem po górach niemiłosiernie się powyginały. 



Te raki oddajemy więc z Dagrem do reklamacji, a za główną przyczynę ich kiepskiej konstrukcji uznać trzeba zwyczajnie ich niehistoryczność. Porządne wczesnośredniowieczne raki musiały być przede wszystkim szersze, mocniejsze i zdolne do utrzymania ludzkiego ciężaru - bez wrzynania się w nogę. Jednym więc słowem - solidne.

Bo w końcu spójrzcie na egzemplarze połabskie - choćby te znalezione na terytorium Redarów, nad jeziorkiem Lieps: to się nazywa robota!

za Volker Schmidt, Lieps. Eine slawische Siedlungskammer am Südende des Tollensesees, taf. 38.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------
P.S.
Nasza Drużyna ma od niedawna nową stronę:
Na razie jeszcze w budowie, ale już można oglądać.
Zapraszamy - również na treningi, które w poniedziałki odbywają się w Gimnazjum nr 17 przy ul. Ślężnej 2 (przy dworcu PKS w stronę powstańców śląskich) w godz: 18 30 – 20 30,
a w piątki w budynku SP nr 63 przy ul. Menniczej (okolice Teatru Lalek obok basenu) w godzinach 19-20.

sobota, 6 października 2012

Slawenburg Raddusch

Po drodze z Berlina do Polski odwiedziliśmy gród w Raddusch.


Jak widać, rekonstrukcja prezentuje się z daleka bardzo okazale! Bliżej będzie już gorzej i, szczerze powiedziawszy, po wizycie w tym grodzie mam mieszane uczucia. Po pierwsze jest to budynek zrobiony głównie z betonu, a warstwa dębiny i glina jest tylko dekoracją. W zasadzie, to biorąc pod uwagę choćby losy gródka stojącego swego czasu na wrocławskich Partynicach, ten pomysł jest całkiem niegłupi. Zajrzyjcie jednak do środka!


Nie wiem jak Wam, ale mi ten widok zupełnie popsuł humor. I w połączeniu z absurdalnie wysokimi cenami biletów powoduje, że Raddusch to jedna z tych rzeczy, które warto zobaczyć w swym życiu akurat nie więcej niż raz. O ile na zewnątrz gród daje przepiękne złudzenie wzmocnionej hakami konstrukcji rusztowej wału, a fosa i otoczenie tylko dodają całości odpowiedniego klimatu...


...o tyle ta idiotyczna betonowa knajpa, metalowe schody i ocynkowane barierki dominujące w środku - te wszystkie wrażenia rujnują. Nie wiem czy kasy zabrakło, czy chcieli być nowocześni? Wiem tylko, że coś im nie wyszło. No ale przestańmy narzekać, bo w środku jest przecież muzeum...


Zaczyna się bardzo ciekawie, a w miarę przechodzenia coraz dalej nasze oczekiwania rosną tym bardziej, im szybciej zdajemy sobie sprawę, że nasze muzeum zajmuje połowę obwodu całości. Szczególną jego zaletą są liczne prezentacje multimedialne, pokazujące nam w bardzo ciekawy sposób a to poszczególne fazy budowy grodu, to znów zastosowanie rozmaitych narzędzi, ozdób i kilku drobnych przedmiotów codziennego użytku. 


Z nich najciekawsze jest chyba miniaturowe wiaderko skandynawskiego pochodzenia, znalezione wraz z pozłacaną misą na dnie grodowej studni. Oprócz niej odkryto tam i dwie dziwaczne, rozszerzające się ku zaostrzonym końcom tyki, interpretowane jako pila muralia, rodzaj używanych jeszcze przez Rzymian palików, służących do wznoszenia umocnień polowych. Z uzbrojenia i wyposażenia wojowników mamy tam też parę innych rzeczy:


Wszystkie one pochodzą z rozmaitych grodów położonych na Łużycach, przy czym wystawa niestety jest źle opisana, a kawałeczek umba niepodpisany w ogóle. Obok spoczywa i fragment kolczugi - z XIII w... 

No i powtórka z rozrywki: im dalej idziemy, tym gorzej!

Zależy tu oczywiście, kto czym się interesuje. Bo jeśli Słowianami, to sama wystawa o nich zajmuje jakąś 1/6 całego muzeum. Jest przecież epoka kamienia i brązu, będzie też okres wpływów rzymskich plus Germanie. Jest późne średniowiecze i czasy nowożytne, są nawet jakieś geologiczne mapki Łużyc i rozwój osadnictwa do końca XIX w. Na końcu zaś mieści się sklepik. A więc na różnorodność wrażeń narzekać nie mamy powodu. Po prostu dla każdego coś miłego, od naczyń z epoki brązu po bombki choinkowe w kształcie zielonych ogórków. Prześlicznie!

Lecz ja tam już chyba nie wrócę. Już byłem i to mi wystarczy...



O grodzie w Raddusch można więc śmiało powiedzieć, że choć zrobiony z betonu, jest zwykłą jednorazówką. Zobaczcie, jak te pozory mylą!

poniedziałek, 24 września 2012

Groß Raden!

Ostatnim z miejsc, jakie odwiedziłem w Niemczech jest Groß Raden. Nie wiem, czy komukolwiek z czytelników tego bloga trzeba przedstawiać tę leżącą na wieleckim pograniczu, świątynną osadę pozostającego w obodrzyckiej strefie wpływów plemienia Warnów...

Gród, most, dłubanka i wodna cieciownia.

Dla przypomnienia kilka faktów: gród i chroniona fosą oraz palisadą osada ze świątynią zostały znalezione w latach 70, a kierownikiem wykopalisk i twórcą zbudowanej pod koniec lat 80. rekonstrukcji był wybitny wschodnioniemiecki archeolog, prof. Ewald Schuldt. Osada pochodzi z IX-X w., przy czym da się wyróżnić dwie główne fazy zabudowy. Świątynia pochodzi z tej starszej, gród natomiast z młodszej. Przez pewien krótki czas istniały jednak razem.

Do wzniesionego w konstrukcji rusztowej niewielkiego gródka prowadził drewniany most, zbudowany specjalnie na lewo od umocnień (tarcze!), z dodaną jeszcze po prawej małą budką ciecia.


Zanim go jednak zwiedzimy, wypadałoby jednak dojechać na miejsce. To nie jest już takie proste. Z Berlina najpierw okazją jedziemy na Schwerin (słowiański Zwierzyn, bądź Skwierzyn). Same miasto jest śliczne, a najpiękniejszy w ogóle - pałac książąt meklemburskich, dziś Landtag, kawiarnia, muzeum... 


Wokół przecudny jest ogród, a obok jezioro Zwierzyńskie. Z góry, oczami wykutego w 1855 r. posągu, spogląda na nas sam władca Obodrzyców, Chyżan i Czrezpienian - Niklot. Od niego też pochodziła, rządząca tu do 1918 r., dynastia. Jak zginął Niklot? Posłuchajmy Helmolda:

I wyszedł z oddziałem doborowych [z Orla, dziś grodzisko Werle, gdzie bronił się przed Henrykiem Lwem], i urządził zasadzkę w kryjówkach w pobliżu wojska. Wtedy wyszli chłopcy z obozu, aby zdobyć paszę i znaleźli się w pobliżu zasadzek. Następnie przybyli rycerze przemieszani ze sługami w liczbie około sześćdziesięciu, wszyscy odziani w pancerze ukryte pod odzieżą. Nie dostrzegł tego Niklot, wpadł między nich na bardzo szybkim koniu, chcąc któregoś przebić. Jednakże włócznia dotarła do pancerza i odskoczyła po daremnym ciosie. Gdy wtedy Niklot chciał powrócić do swoich, został nagle otoczony i zabity, nie doczekawszy się pomocy z niczyjej strony. Rozpoznano też jego głowę i zaniesiono do obozu*...


Z niklotowego grodu trzeba nam teraz jechać do Sternbergu, w dwóch zresztą etapach. Po pierwsze pociągiem do Blankenberga, następnie zaś busem do stolicy obwodu. Stamtąd idziemy już z buta, 6 kilometrów spaceru przez piękne słowiańskie łąki, otoczone lasem. Za samą wioską Groß Raden jest już budynek muzeum. W nim oczywiście mieści się warta zobaczenia, a gromadząca zabytki nie tylko z samego grodu, ale i Połabia, niewielka lecz świetna wystawa!


Oprócz ciekawej broni, wśród której nieodmiennie najlepsze są topory, typ III...

różne toporaski i radlica

...mamy też dużo przedmiotów przydatnych na co dzień. Przyznam, że po raz pierwszy wzbudziły moje zainteresowanie rzeczy związane z końmi. Obok śmiertelnie nudnych ostróg oraz strzemion, które mi zresztą kiepsko tam na zdjęciach wyszły, były dwa precyzyjnie wykonane kiełzna i podkowa...


...plus zgrzebła i nożyk do kopyt!


Prócz tego oczywiście masa srebrnego złomu, grzywny, kabłączki skroniowe, skandynawskie zawieszki, tudzież i fibule. Na przykład z kryształu górskiego:


Zresztą, nie potrzeba wcale srebra, żeby było fajnie. Spójrzcie chociażby na te gliniane grzechotki...


...różnego rodzaju pionki i planszę do gry w młynka! A wszystko to, Panie, z Połabia - okręgi Parchim i Demmin...


Na koniec łyżka z poroża, o rzeźbionym w charakterystyczną plecionkę uchwycie, sierp, tordowany haczyk na ryby i - ucięte niestety kadrem, na dole jest jeszcze kabłączek - nożyce:


Figurkę z Gatschow koło Dymina najlepiej, jeśli popodziwiacie sobie u Czcibora. Tymczasem czas nas goni, jeszcze tylko godzina do końca Öffnungszeitu! Idziemy więc do lasu, gdzie po minięciu starosłowiańskiej piaskowni i pogrążeniu się w mroku...


...trafiamy wreszcie na most wiodący do podgrodzia (a tak w zasadzie - osady), którym przejdziemy przez fosę o umocnionych brzegach:


Wewnątrz czekają chatynki, odtworzone osobno z dwóch faz zabudowy: bliżej te z X, dalej z IX w. W nich znaleźć można różne ciekawe sprzęty. Jest zatem chatka farbiarki, są kuźnie i garncarz, jest miejsce gdzie ktoś robi filc.



Na tle tego wszystkiego, co możemy zobaczyć chociażby na Wolinie, ciekawie prezentują się dwie rekonstrukcje sprzętu: żarna...


 ...i prasa:


Chaty stawiane były według ścisłego porządku, początkowo w konstrukcji plecionkowej, później zaś zrębowej. Te ostatnie były wyraźnie większe i oprócz zwykłych palenisk, znaleziono w nich także pozostałości pieców kopułowych.

Przy brzegu stała świątynia...


Obecnie rekonstruuje się ją raczej jako pozbawioną dachu ogrodzoną przestrzeń, strzeżoną przez ściany zbudowane z desek o bardzo charakterystycznej formie i-kształtnych figurek.

To one oddzielały sacrum od profanum, a w samym wnętrzu świątyni odnaleziono wiele końskich czaszek interpretowanych jako ofiary. Może w tym miejscu chowano święte konie miejscowego boga?


Przejście od pierwszej do drugiej fazy zabudowy nastąpiło w szóstej dekadzie X w. i wiąże się zapewne z klęską Stojgniewa i Nakona nad Raxą w 955 r. Mogła też tędy przechodzić wcześniejsza o rok wyprawa margrabiego Gerona i księcia lotaryńskiego Konrada na Wkrzan. Niestety, Groß Raden to miejsce całkowicie anonimowe i o tym kto zniszczył osadę, my nie dowiemy się nigdy.

Wiemy za to na pewno, że po tej gorzkiej lekcji miejscowi Słowianie nie dość, że zaczęli budować porządniejsze chaty, to jeszcze i wznieśli ten - kultowy, rzec można już - gródek. Do niego prawdopodobnie przeniesiono boski wizerunek, o czym świadczyć mają szczątki wielkiego słupa, stojącego pośrodku okrągłego grodziska. Jego wewnętrzna średnica wynosi 25 m.


Z wału otwiera się widok na całą osadę, a zamiast tej łąki po lewej dawniej było jezioro. Ostateczne porzucenie grodu w Groß Raden wiąże się zapewne z wielką wyprawą podjętą w 995 r. wspólnie przez Ottona III i Bolesława Chrobrego, którzy wspomagani przez czeskie posiłki spustoszyli liczne anonimowe urbes et oppida w ziemi Obodrzyców i Luciców.


I może jednym z nich było właśnie Groß Raden?...


-------------------------------------------------------------------------------------------------------
*Helmold, lib. I, c. 88 za Józefem Matuszewskim.

poniedziałek, 17 września 2012

Magdeburg i pewien Święty...

Ostatnimi czasy, a ostatnio wiele czasu poświęcam na podróże, byłem w Magdeburgu na wystawie o Ottonie I. Niestety - podobnie jak w Brandenburgu nad Hawelą, znaczy w słowiańskiej Brennie - obowiązuje w magdeburskim muzeum zakaz fotografowania. Taki to oni u siebie ten porządek mają...

Dlaczego więc o tym piszę, skoro nic nie wrzucę? Ta notka będzie krótka, wystawy nie streszczę. Jest oficjalna strona, a jakby naprawdę ktoś ciekaw - mam mały przewodniczek. Oczywiście, to było coś bardzo fajnego zobaczyć karolińskie roczniki i Einharda w rękopisach, a stanąć nad dokumentami wydanymi przez Ottona III i wgapić się w tą kreskę, którą na koniec On stawiał własną cesarską ręką i stwierdzić, że ten sam przedmiot oglądał zapewne i Chrobry, co chyba stał nawet obok - swoje wrażenie też robi. Nie powiem!

Miecz z Essen za wikipedią

Powiem Wam dzisiaj za to coś o czymś zgoła innym. Po pierwsze - o mieczu z Essen. Chamsko, za wikipedią. Zdjęcie? Bardzo proszę!

Nie wiem co oni tam piszą - i czytać mi się też nie chce, zdjęcie jedynie przeklejam za tym szacownym źródłem - ale na magdeburskiej wystawie w opisie stała historyjka taka, iż to sam Otton I walczył tym mieczem z Węgrami. Nad rzeką Lech ich tym tłukł. A sztaba naprawdę jest zacna, głownia dziwerowana. Zbierać nie będzie z czego, jak się tym dobrze zamachnąć. Później zaś trafiła do skarbca i ją ozłocili. Taka jest ta ich niemiecka hipoteza wystawowa (hagiografii mówimy nie!) i trzeba przyznać, że całkiem prawdopodobna. Miecz to jest przecież czysto użytkowy, typu X, a złota blacha i drogie kamienie zostały po prostu zaklepane wokół rękojeści. Drewniana konstrukcja pochwy jest zrobiona z wiśni.

Druga rzecz, o której chciałbym tu wspomnieć, to moja wizyta w katedrze. Zdjęć jakichś świetnych też nie mam. Olympus mój przecież malutki, a miejsca na cofnięcie się też mało. Na dokumentalistyce na pewno bym dostał za nie OPR. No i też z drugiej strony, to dość już tu chyba mamy turystycznych opisów podróży. Testując więc Waszą cierpliwość zapytam retorycznie i po chamsku - a trzyma się mnie dziś to słowo - czy na pewno chcielibyście czytać opowieści o tym, jak to autobus do Magdeburga zatrzymała Polizei i ponad dwie godziny w Lehnin (!) czekać trzeba było?


Mam ściemniać tu o kościele i grobie Ottona I? Ciarki mi przeszły po plecach, jak przewodniczka-fanatyczka głosiła z ogniem w oczach prawdy o świętej włóczni, przebadanej i autentycznej z czasów samego Chrystusa oraz o cesarzu Ottonie, który to ocalił całe chrześcijaństwo, tudzież i stworzył Niemcy. Ja!!! Cytuję tu ją dosłownie.

Nakręciła mnie strasznie, co tu dużo gadać, więc się nie mogłem powstrzymać, by grobu Ottona nie dotknąć. Trzema palcami - a później nimi czoła. Na głowę mi nie pomogło. Czym my jesteśmy przy Nim? Mięso, zwykłe szczury...

Otto Magnus Imperator - na kolana, chamy!

Jak widać odpowiedni nastrój skłania do głębszych refleksji. Prawie tak, jak po głębszym. Lwowskiej. Marki Sława!...


Lecz już bez filozofii - powiem całkiem szczerze. Nie dzisiaj. Teraz już prosto z marszu przejdziemy do sedna:


Oto i nasz św. Maurycy z Magdeburga. Co jest w nim najciekawsze? Oczywiście, że zbroja: najstarsze, jak pamiętam, przedstawienie płatów. A co jest tym naszym sednem? 

za Corpus…, t. II (Katalog) s. 101, t. II (Tafelteil) 41/272, Abb. 256.

To właśnie - znalezisko z Rugii. Datowane nie później, niż na XII w. Interpretowane przez publikującego je archeologa jako Reste eines eisernen Brustpanzers: Hans-Dieter Berlekamp, Die Funde aus den Grabungen von Arkona auf Rügen in den Jahren 1969-1971, ZfA 8 1974, s. 211-254. Tej jego hipotezy nikt jeszcze nie obalił, a poza naturalnym i ludzkim zdziwieniem, że przecie: 

co?! Jak!? Płaty takie wczesne, i to nie w Nadrenii, nie w żadnym Mediolanie - ale tak pod Arkoną, w Putgarten (Pod Gardem), gdzieś na podwórku u Słowian?!! No panie, tak być tak nie może!... 


...nie ma specjalnie jakichś mocnych argumentów przeciwko hipotezie niemieckiego badacza. Jest tylko ten naturalny sceptycyzm, który każe nie ufać interpretacji tak słabo zachowanych szczątków. No, ale przecież widzimy tu i blachę i nity, trzymające to wszystko zusammen do kupy. Troszeczkę wyobraźni, i mamy tekstylne pokrycie, odtworzą nam się płytki i główki nitów na wierzchu błysną w pełnym słońcu!

Hans-Dieter Berlekamp napisał o tym Brustpanzer, jednak moją interpretacją jego interpretacji będą raczej te płaty, niźli kirys kryty. Na kirys to blachy tu nie ma, a dla XII wieku na Rugii - i tak całkiem nieźle...

Oczywiście o tym, przez czyich rzemieślników zostało to wykonane i kto to właściwie miał nosić - nie dowiemy się nigdy. Znaleziono w wykopie VIII, w obrębie wałów. Artykułu przy sobie nie mam, kontekstu dokładniejszego tutaj nie przytoczę. Czy jednak taka etniczna interpretacja w ogóle ma sens? Obojętnie, czy zdarta z grzbietu (?) atakującego Duńczyka, czy też rańskiego obrońcy - rzecz wzięła się z walk o Arkonę. Tam była kiedyś widoczna, tam też ktoś jej używał. Nie później, jak w dwunastym wieku. I to jest dziś właśnie to sedno... 

------------------------------------------------------------------------------------
Literatura okołotematyczna:
1) Claude Blair, European armour: circa 1066 1700, Batsford 1972.
2) David C. Nicolle, Medieval Warfare Source Book, vol. 1 Warfare in Western Christendom, vol. 2 Christian Europe and Its Neighbors, London 1998; idem, Arms and Armour of the Crusading Era 1050-1350, Kraus International 1998.
3) Witold Hensel, Słowiańszczyzna wczesnośredniowieczna. Zarys kultury materialnej, Warszawa 1987 - traktował to raczej jako fragment lamelki, bądź zbroi łuskowej.